ewa powiedziała do olka
Words that end with OLKA: polka. Enter a word to see if it's playable (up to 15 letters). Enter any letters to see what words can be formed from them.
♦ LEKCJA З WYBIERAMY SIĘ NA ZAKUPY Przed długim weekendem mama powiedziała do Agatki, że w sobotę musząwybrać się na zakupy do centrum handlowego. Mama: Wiesz, Agatko, będzie kilka dni wolnych. Centra handlowe w okresieświąt są nieczynne. Musimy się wybrać na większe zakupy. Agatka: Mamo, ależ ja mam dużo do zrobienia.
Dołącz do nas i ucz się w grupie. olafp83i3 olafp83i3 07.04.2021 Matematyka Liceum/Technikum ewa powiedziała do Olka: pomyśl jakąś liczbę.
Richard Rodgers i Oscar Hammerstein II"Dźwięki muzyki" - musicalPiosenka "Do-re-mi"Ewa Łobaczewska - Maria Rainer(Śląska Złota Maska za najlepszą rolę wokaln
Cokolwiek to znaczy - Abaczurowska Olka, w empik.com: 24,90 zł. Przeczytaj recenzję Cokolwiek to znaczy.
450 likes, 106 comments - kandela.__ on May 6, 2023: "Moja siostrzenica Sonia kiedyś powiedziała, że te naleśniki muszą być na Insta, bo są tak
permainan softball berasal dari olahraga tradisional yakni. Moja 5-latka nie była gotowa na narodziny młodszej siostry. Myślała, że przestaliśmy ją kochać i stale zabiegała o uwagę. Do niedawna Ola była pępkiem świata, wszystko kręciło się wokół niej, rodziców miała na wyłączność. Narodziny Amelki wszystko zmieniły. Nic dziwnego, że jest jej trudno... Na wieść o mojej drugiej ciąży cała rodzina zareagowała entuzjastycznie. No, może prawie cała, bo nasza pięcioletnia Olka wcale się nie ucieszyła. Powiedzieliśmy jej dopiero, gdy byłam w piątym miesiącu. Wolałam się nie spieszyć, bo zanim urodziłam Olę, poroniłam. Dlatego wcześniej nie przygotowywałam córki na to, że będzie miała rodzeństwo Bardzo się bałam komplikacji, chociaż mój lekarz był dobrej myśli i zapewniał mnie, że tym razem powinno się obejść bez niespodzianek. Na początku szóstego miesiąca ciąży zaczęłam urządzać pokoik dla maleństwa, które przyjdzie na świat, starając się zaangażować w to Olkę. – Im bardziej będzie się czuła potrzebna, tym lepiej przyjmie pojawienie się siostrzyczki – powiedziała mi koleżanka, która jest dziecięcym psychologiem. – Zabieraj ją do sklepów, pozwól jej wybierać śpioszki, zabawki. Niech się czuje ważna, będzie w końcu starszą siostrą. Robiłam, jak radziła mi Renia. Angażowałam Olkę w przygotowania, czytałam jej bajeczki poruszające tematykę ciąży i pojawienia się nowego domownika, dużo z nią rozmawiałam. Byłam pewna, że jest gotowa – jednak jak się okazało, wcale nie była. Kiedy przywieźliśmy ze szpitala Amelkę, Olka zachwyciła się co prawda siostrzyczką, jednak nie trwało to długo. Mała często płakała, co drażniło starszą córkę. – Cicho, głupia bekso! – krzyknęła Ola dwa tygodnie później i z całej siły kopnęła w łóżeczko. Tak się zdenerwowałam, że dałam jej klapsa i to był mój błąd – córka wpadła w histerię i ledwo ją uspokoiłam. – Nie chcę siostrzyczki! Nie chcę jej, nie chcę! Zabierzcie ją z powrotem do szpitala, jest głupia! – krzyczała. – Mama wciąż cię kocha, jesteś tak samo ważna, jak ona – tuliłam ją, jednak zdawała się nie słuchać. Przez resztę dnia była marudna, w końcu zaszyła się u siebie i nie wyściubiła nosa nawet na wieczorynkę. Przy okazji udało mi się podsłuchać, jak opowiada swoim lalkom, że Amelka jest czerwona na buzi i cały czas ryczy. Pewnego dnia zabrałam je obie do parku. Spacerowałyśmy wokół stawu, a Olka robiła wszystko, aby podnieść mi ciśnienie Rzucała patykami, kręciła się wokół wózka, głośno krzycząc, choć Amelia właśnie zasnęła, ubrudziła nową spódniczkę. – Chcesz popchać wózek? – zapytałam. – Nie! – nadąsała się. – To może usiądziemy na ławce i poczytam ci bajkę? Amelka śpi, a my mamy czas dla siebie – zaproponowałam. – Wcale nie masz dla mnie czasu! Zajmujesz się tylko nią! – krzyknęła Ola. – Kiedy ty się urodziłaś, tak samo zajmowałam się tobą. W domu obejrzymy sobie zdjęcia, dobrze? – powiedziałam. Nagle mała się obudziła i zaczęła płakać. – Znowu beczy! – burknęła Olka i rzuciła patykiem, który przeleciał tuż nad wózkiem. – Olka! – krzyknęłam. – Wiesz, co by było, gdybyś uderzyła dzidziusia w buzię? – Co? – zapytała z zaciekawieniem. – Zastanów się, co… – powiedziałam, nachylając się nad wózkiem. – No już, już. Nie płacz – czule przemawiałam do małej, przez chwilę poświęcając jej całą uwagę. Kiedy obróciłam się do Oli, starszej córki nigdzie nie było – Ola! – krzyknęłam, rozglądając się nerwowo. Nie było jej na huśtawkach, nie było nad wodą. W pierwszej chwili przeraziłam się, że wpadła do jeziorka, ale przecież usłyszałabym plusk. W końcu zauważyłam ją przy samym wyjściu z parku – biegła w stronę bramy i ruchliwej ulicy. Alejką przebiegł młody facet w szarym dresie. – Moja córka! – krzyknęłam. – Czy mógłby pan za nią pobiec?! Spojrzał na mnie jak na wariatkę, zanim pojął, o co mi chodzi, w końcu jednak rzucił się biegiem w stronę bramy. Pchając wózek, tak szybko jak dałam radę, ruszyłam w tamtą stronę, jednak Ola była już poza parkiem. Chłopakowi udało się ją złapać, zanim wsiadła do autobusu Podziękowałam mu, cała roztrzęsiona łapiąc córkę za rękę. – Gdzieś ty chciała jechać, co? – zapytałam, starając się mówić do córki w miarę spokojnie. – Do babci. Babcia jeszcze mnie kocha, ty z tatusiem już nie – powiedziała Ola. – Wiesz, że to nieprawda, córeczko – przytuliłam ją. – Prawda! – krzyknęła, z niechęcią spoglądając na śpiącą Amelkę. – Czemu nie oddacie jej do szpitala?! – Co ty wygadujesz?! – straciłam cierpliwość. – Jesteś już dużą dziewczynką, powinnaś zrozumieć. Przecież tyle czasu ci to wszystko tłumaczyłam. To twoja młodsza siostrzyczka, kiedyś będziecie się bardzo kochać! – Nie chcę jej! – tupnęła Olka. – Obawiam się, że nie masz wyjścia – powiedziałam. W mieszkaniu położyłam małą do łóżeczka i zabrałam się za prasowanie. Ola kręciła się przez chwilę przy mnie. W końcu wsunęła sobie do buzi smoczka, którego od jakiegoś czasu znów potrzebowała. Zupełnie jakby chciała dać nam do zrozumienia, że potrzebuje tyle samo uwagi, co niemowlę. Nie miałam pojęcia, czy to normalne... – Sprawdzisz, co robi mała? – poprosiłam ją. – Jesteś jej starszą siostrą, powinnaś się nią opiekować. – Nie chcę! – krzyknęła i wyszła. Przeprasowałam część ubranek i zajrzałam do małej. Spała. Olka bawiła się u siebie. Słyszałam, jak rozmawia z lalkami: „Amelka jest głupia i brzydka, a mama ją kocha” – paplała. Nastawiłam pralkę i zadzwoniłam do teściowej. Chciała wpaść do nas w piątek i pomyślałam, że ucieszy się, kiedy potwierdzę spotkanie. Rozmawiałyśmy chwilę. Nie wiem ile, pięć, sześć minut? Kiedy skończyłam, w mieszkaniu panowała podejrzana cisza Olka nie gaworzyła już ze swoimi lalkami, z pokoju małej nie dochodził żaden dźwięk. Pchnęłam drzwi. Małej nie było w łóżeczku. Przez kilka sekund stałam jak wmurowana. – Amelka! – krzyknęłam w końcu. Drzwi na balkon były otwarte, na zewnątrz była Olka. Stojąc na taborecie, trzymała w ramionach siostrzyczkę. Dziewięć pięter niżej miasto pulsowało letnim skwarem. Zakręciło mi się w głowie. „Nie panikuj” – powiedziałam sobie. Olka stała przy barierce, mała ufnie spała w jej ramionach. Podeszłam do nich na palcach, delikatnie biorąc od Olki dziecko. Byłam taka wściekła, że bałam się samej siebie. – Wyjęłaś ją z łóżeczka?! – krzyknęłam na Olkę. – Mówiłaś, że mam się nią zajmować – wzruszyła ramionami Olka. – Zabrałaś ją na balkon? Wiesz, że nie możesz sama tam wychodzić! Jak się umawialiśmy?! Tylko z tatusiem i ze mną! – Chciałam jej pokazać miasto – powiedziała Olka beztrosko. Przytuliłam ją, z trudem hamując łzy. Nagle zdałam sobie sprawę, że to moja wina. W końcu Olka to jeszcze dziecko Skąd mogła wiedzieć, że niemowląt nie można bez opieki dorosłych wyjmować z łóżeczka i zabierać na balkon? – Nie mogę jej ukarać, bo przecież chyba po raz pierwszy chciała się zająć małą, ale nie mogę jej też pobłażać. Wiesz, jak to się mogło skończyć? – rozpłakałam się, kiedy zadzwoniła moja przyjaciółka. – Pilnuj jej i nagradzaj każdy pozytywny kontakt z siostrzyczką. W końcu się wam poukłada. Mój Damian też był zazdrosny o Olafa. Raz nawet zastałam go z poduszką na twarzy braciszka – powiedziała Renata. Wiedziałam, że może być ciężko, ale nie miałam pojęcia, że aż tak. Daria, lat 33 Czytaj także: „Mama bez słowa porzuciła mnie jak bezpańskiego psa. Po latach dowiedziałam się, że uciekła ze swoją wielką miłością” „Przyłapałam syna i jego kolegów na oglądaniu sprośnych zdjęć. Okazało się, że byli na nich rodzice jednego z chłopców” „Z dobrej woli pomogłam synowi przy wychowaniu wnuka. Z czasem stałam się ich służbą, a oni zaczęli mnie wyśmiewać”
Wierzyli, że razem zmienią świat. To jak poświęcali swój związek dla idei, mogło z boku wyglądać jak powolne spalanie się, ale dla nich była to czysta miłość. Do siebie i do wspólnego działania. Poświęcali się, ale nic przeciwko temu nie mieli. Wierzyli, że właśnie po to los ich ze sobą połączył. Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Przeciwieństwa się przyciągają Jego wszędzie było pełno. Ewa, siostra Gajki, powiedziała o nim, że był „zbyt żywiołowy, zbyt hałaśliwy, zbyt absorbujący, zbyt zaborczy”. Od Grażyny za to bił spokój i uśmiech. A do tego była bardzo piękna. Na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie nie pasowali. Kazimierz Brandys w „Miesiącach” zastanawiał się, „co taki zachrypnięty buldożer robi z taką delikatną kobietą?”. Ale jak już ktoś się im przyjrzał bliżej, jedno było dopełnieniem drugiego. „Poznałem, Gaję, kobietę mojego życia, człowieka mojego życia, Grażynę - to ja jej wymyśliłem imię Gaja - i razem z nią zaczęło się prawdziwe życie. Ona właśnie uczyniła je sensownym, uczyniła mnie wartym cokolwiek, uczyniła mnie tym, kim się stałem” - pisał Jacek Kuroń w swoich wspomnieniach (cytuję za Fot. FOKA/FORUM Czytaj też: „Jesteśmy ze sobą szczęśliwi" – mówił Andrzej Kopiczyński o swoim związku z Monika Dzienisiewicz Gaja i Jacek Kuroniowie: początek znajomości Kiedy spotkali się po raz pierwszy, Grażyna była młodziutką, rumianą dziewczyną z warkoczem. Miała dopiero 15 lat. Jacek miał niewiele więcej, bo 21, ale wtedy wydawało mu się, że w porównaniu z jej wiekiem, jest stary. Za stary dla takiej dziewczynki. Tę różnicę podkreślały jeszcze okoliczności, w jakich się poznali. Było to na obozie walterowskim w Wolinie w lipcu 1955 roku, ona była zastępową, a Jacek instruktorem; należał do kadry kierowniczej obozu. Od razu ją zauważył, wręcz lgnął do niej. W nocy, kiedy wszyscy spotykali się w namiocie kadry żeńskiej, a Jacek zaczynał opowiadać bajki, zawsze siadał na pryczy Gajki i bawił się jej warkoczem. „To była jedyna pieszczota, na jaką sobie pozwalałem, i opowiadałem wszystkim, a naprawdę Gajce”, opisywał we wspomnieniach. Reszta obozu szybko się zorientowała, że instruktor faworyzuje jedną z dziewcząt i wybuchł skandal. „Trudno powiedzieć, na ile ten bunt był sprawiedliwy, bo to było nie w porządku, że ja tylko jedną Gajkę widziałem na świecie”, pisał dalej. Grażyna też czuła, że Jacek nie jest jej obojętny. Po lipcowym turnusie miała jechać na kolejny, ale już wiedziała, że nie da rady tego zrobić. Przyszła do niego i powiedziała mu, że nigdzie więcej nie jedzie. - Dlaczego? - spytał. - Bo Cię kocham, a nie mam szans. Nie mieli ze sobą kontaktu przez kolejny rok, poza tymi kradzionymi momentami, kiedy Jacek przyjeżdżał z Żoliborza na Mokotów pod okna Grażyny i patrzył, jak ta pilnie odrabia lekcje. Gaja Kuroń: dom rodzinny 15-latka pochodziła ze zwyczajnej, polskiej rodziny. Jej rodzice byli katolikami, patriotami, ale przede wszystkim bardzo ciepłymi ludźmi, którzy stawiali swoje dzieci na pierwszym miejscu. Grażyna miała dwie siostry i brata, sama była najstarsza. Rola opiekuńczej, odpowiedzialnej i pełnej empatii siostry została w niej już na zawsze. Potem wszystkie te cechy przelała na Jacka. „Miałyśmy szczęście rosnąć w normalnym, ciepłym domu” - opowiadała jej siostra, Ewa. „Tata był z nas, czterech córek, bardzo dumny. Lubił powtarzać, że nikt nie ma takich pięknych, mądrych i dobrych córek, jak on. Udzielał nam lekcji fokstrota, polki, tanga, wyobrażał sobie, że przygotowuje nas na bale...”. Ślub Gai i Jacka Kuroniów Któregoś dnia Jacek zjawił się w mieszkaniu na Mokotowie, żeby się oświadczyć. W ręce trzymał fiołki alpejskie w doniczce, a za plecami towarzyszyli mu dwaj koledzy, Sasza i Olek. Gdyby dostał kosza, to tamci dwaj mieli spróbować swoich sił. Siostra Grażyny opowiadała, że wolałaby Saszę, albo chociaż Olka, Jacek jej się nie podobał. Ku niezadowoleniu Ewy, rodzice się zgodzili. Podobno młodsza siostra Gajki po ich ślubie płakała tak, że w szkole wszyscy myśleli, że zdarzyło jej się prawdziwe nieszczęście. Przywiązanie rodzeństwa do siostry było ogromne. Młodzi pobrali się, gdy Gaja zdała maturę. 25 kwietnia 1959 roku zaczął się dla niej nowy etap życia, w którym na pewno czuła ogromne szczęście, ale nie było jej lekko. Na początku pozostawało im żyć tylko miłością, bo poza tym nie mieli absolutnie nic. Tak jak pozostałym młodym małżeństwom w Polsce, odczuwali brak pieniędzy, mieszkania i perspektyw. Pomieszkiwali kątem u rodziców Grażyny, potem u rodziny Jacka. Wszędzie było ciasno, a rok po ślubie Kuroniów zrobiło się jeszcze ciaśniej, bo na świat przyszedł ich syn Maciek. Był niczym prezent na Dzień Kobiet, bo Gajka urodziła go 8 marca 1960 roku. Wtedy do pogodzenia miała rolę nie tylko żony i studentki, ale też młodej matki. Studiowała wtedy psychologię, do której zachęcił ją Jacek. Żeby nie zawaliła roku, jej mama zobowiązała się pomóc przy dziecku. Żona więźnia W tym czasie Jacek całą swoją uwagę i energię skupił na krytyce władz PZPR. Widział, że zmiany, których dokonuje partia, nie przekładają się na pozytywne zmiany w Polsce. To zmieniło jego poglądy o 180 stopni. Coraz bardziej wchodził w działalność opozycji. W 1964 roku razem z Karolem Modzelewskim napisał „List otwarty do PZPR”, w którym podkreślali, że pomiędzy klasą robotniczą i centralną biurokracją partyjną panuje konflikt. Odpowiedź adresata nie pozostawiała złudzeń. Panowie trafili do więzienia. Jacek na trzy lata, Karol na trzy i pół roku. Gaję wtedy też zatrzymali na 24 godziny, jako żonę opozycjonisty. Miała wtedy 25 lat, a ich syn pięć. Wtedy zaczął się dla nich okres długich rozłąk, które nie miały się zakończyć już nigdy. Grażyna już zawsze będzie żoną więźnia, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziała, że na dwadzieścia trzy lata ich małżeństwa, siedem z nich Jacek spędzi w więzieniu. Nie wspominając już o tym, że przez dekadę chlebem powszednim w ich związku będą aresztowania, zatrzymania na 24 godziny, rewizje, podsłuchy, pobicia i esbeckie szykany. Czy gdyby wiedziała, chciałaby cokolwiek w swoim życiu zmienić? „Drętwieję ze strachu na myśl, że mogłam Cię nie spotkać. Z perspektywy lat wydaje mi się, że nie wymigamy się od teorii przeznaczenia, bo przecież wtedy, dawno temu, kiedy nosiłam warkocze i chodziłam ubrana jak pensjonarka, Ty byłeś dorosłym człowiekiem”, napisała do Jacka w dniu, kiedy zapadł na niego wyrok trzech i pół lat więzienia. Wtedy też mijała im dziesiąta rocznica ich pierwszego spotkania. Gajka była bardzo dzielna. Chciała być, dla Jacka. Potrafiła dla niego i jego walki o większe idee znieść tę straszną rozłąkę. Kiedyś wydawało jej się to nie do pojęcia, o czym pisała mu w jednym z listów: „Kiedy byliśmy razem i wracałam do domu wieczorem, z niepokojem patrzyłam w okno. Bałam się, że może Ciebie nie być. Nie myślałam o tym, że może Cię nie być przez tydzień, miesiąc, rok. Bałam się, że ten wieczór nie będzie nasz. Teraz, kiedy siedzę sama w domu, nie pozwalam sobie na podobne myśli, byłoby to samobójstwem. Duszę głęboko tęsknotę, a raczej przetwarzam ją na świadomość tego, że jesteś mój. I ta świadomość jest moją radością". „Zaklinam Cię, nie martw się. Ja wszystko świetnie znoszę i nie jest mi ani źle, ani smutno. Pamiętaj, potrafię czekać i wolę takie czekanie od każdego innego wyboru życia. Ja naprawdę jestem szczęśliwa". Jacek się martwił, ale ona z każdym dniem coraz lepiej odnajdowała się w nowej rzeczywistości, jako debiutująca żona więźnia. Zajmowała się domem i Maćkiem, ale dbała też o męża, odwiedzała go przy każdej okazji i co ważniejsze, organizowała mu paczki. Była to bardzo priorytetowa sprawa, ponieważ więźniowie dostawali wtedy bardzo mało jedzenia, a paczki można było wysłać tylko kilka razy do roku, więc każda z nich musiała być precyzyjnie przemyślana. „Żałuję, że tak późno, ale nie wiedziałam, że 100 zł, które miałeś przy sobie, musiało iść do depozytu. Błędy wynikają z braku obycia z tą problematyką. No, ale będę się doskonalić”, pisała mu. Jacek nie miał jednak co do przesyłki najmniejszych skarg. „Zawartość pierwszej paczki była z kryminalnego punktu widzenia absolutnie wspaniała (rosół z drobiu czyni jadalną każdą zupę). Poza tym świetny pomysł z moją pracą naukową i dentystą. Wszystko, co piszesz, wskazuje, że zostałaś stworzona na żonę kryminalisty". Pakowane z pietyzmem więzienne paczki rzeczywiście na to wskazywały. Gajka dbała, żeby było w nim jedzenie, ale nie byle jakie, im bardziej kaloryczne, tym lepiej. Biszkopty na samych jajkach, rosół z drobiu, który poprawi smak każdej zupy, schab udający smalec, a pod nim sprytnie ukryta kawa. A pomiędzy jedzeniem to, co niezbędne, a co do spożycia się nie nadaje - pieniądze, papierosy… Listy z celi Poza paczkami, Gajka słała mu też listy, na które Jacek żarliwie odpisywał. Mimo że powstawały w bardzo trudnym dla nich momencie, to słowa, które do siebie kierowali, były pełne radości i pogody ducha. Żadne z nich nie chciało zrzucać na tę drugą osobę ciężaru rzeczywistości i problemów. Ich uczucie w tych listach kwitło. 8 kwietnia 1965 r. Jacek napisał: „Myślałem sporo na temat naszego życia i doszedłem do bardzo dziwnych wniosków. Mianowicie sądzę, że tak, jak jest, to jest bardzo dobrze. Pomyśl, mijają lata - już osiem lat, to, co było między nami, jest coraz większe, silniejsze, piękniejsze. Nie myśl, że to nasze szczęście wiąże się z rozstaniami i dlatego więzienie traktuję jako coś pozytywnego. Sądzę, że trwałość i wartość tego, co jest między dwojgiem ludzi, zależy od treści ich życia. To wielki los na loterii codzienności, że spotkałem takiego człowieka jak Ty i że idziemy razem - jestem cholernie szczęśliwy. Aż moi koledzy w celi dziwią się, czemu jestem taki pogodny i zadowolony”. Kuroniowie: Mieszkanie na Mickiewicza 27 Pomiędzy jedną odsiadką, a drugą, ich życie toczyło się na Żoliborzu. Na Mickiewicza 27 zawsze było mnóstwo gości, to był prawdziwy dom otwarty. Czasami nie wiadomo już było, kto jest domownikiem, a kto jest tam tylko na chwilę, zwłaszcza od czasu, gdy mieszkanie stało się oficjalnym adresem KOR-u. We wspomnieniach Jacka to miejsce zachowało się jako tłoczne, ale z dobrą atmosferą: „Zastanawiam się, jak mogliśmy się wszyscy pomieścić, bo przecież była moja mama i mój tata, my z Maćkiem, brat Gajki Jacek, Joasia i jeszcze Sewek. Nie czuliśmy jednak nigdy tłoku i nie przeszkadzaliśmy sobie. Fajnie nam tam razem było”. Mirosław Sawicki wspominał miejsce przy Mickiewicza 27 w ten sposób: „Tam przecież zawsze było mnóstwo ludzi, a Gajka dbała, żeby dla każdego był ładny talerzyk i szklaneczka”. Żyje jakie Kuroniowie wiedli na Żoliborzu bardzo różniło się od tego, jakie znała z dzieciństwa Gajka. Na Mokotowie wszystko było uporządkowane, w pełnym ładzie, a tutaj wprost odwrotnie. Ale to im odpowiadało, i jej i jemu. Oboje robili to z wyboru, to było dla nich życie niezwykle ciekawe. Przeczytaj także: Trzykrotnie dokonała aborcji. Nina Andrycz żyła tak, jak chciała. Nie zmienił tego nawet Stalin Gaja Kuroń: internowanie i choroba Był 16 grudnia 1981 roku. Mróz, nigdzie nie można było znaleźć kapci, więc Gajka zaczęła robić dwie porządne pary na drutach dla Jacka i Maćka, kiedy przyszli ją internować. Wysłali ją do ośrodka w Gołdapi a później do Darłówka. Była tam pół roku, po czym zwolnili ją ze względu na zły stan zdrowia. „Przez ten czas, kiedy moja żona siedziała w Olszynce, Gołdapi, Darłówku, na widzenia do mnie przychodziła jej siostra, Ewa. Dzięki niej miałem informacje o Gajce, bo nasze listy przetrzymywano, przychodziły rzadko lub wcale. Tęskniłem okrutnie, aż tu któregoś dnia, na początku lata, przyjechała do mnie do Białołęki sama Gajka. Piękna, opalona, pełna życia. Miała przerwę w internowaniu ze względu na stan zdrowia, czekał ją jakiś zabieg w wolnościowym szpitalu”, opowiadał Jacek Kuroń. W łódzkim szpitalu zmieniono jednak plany, powiedzieli Gajce, że zabieg nie jest potrzebny, a zamiast niego wystarczy leczenie hormonalne. 15 czerwca 1982 roku napisała do syna Maćka: „Już, już byłoby dobrze, gdyby nie Marek Edelman. W drodze na obiad na moją cześć usłyszał, że kaszlę. Zawrócił pod swój szpital i zarządził prześwietlenie. Pewna swego dowcipkowałam, kiedy wpadła lekarka z kliszą i mówi: >Chyba popsute zdjęcie, bo to niemożliwe<. Rzeczywiście zdjęcia powtórzyli, ale żadne nie chciało być lepsze". Zdiagnozowano zwłóknienie płuc. Teresa Bogucka wspominała, że Edelman powiedział Grażynie, że wypadki tej choroby są bardzo rzadkie i zazwyczaj źle się kończą. „Gajka śmiała się, że przejdzie do historii jako rzadki wypadek. W szpitalu była jak zawsze piękna, może nawet piękniejsza, radosna, był w jej pokoju taki rozbawiony nastrój, cały czas się śmieliśmy”. Gajka przez cały czas wierzyła, że wyzdrowieje i wróci do swojego Jacka, w końcu zawsze na siebie czekali. Pozwolono im się w tamtym czasie zobaczyć tylko raz, było to dzień przed jej śmiercią. Wieczorem odwieziono go z powrotem do więzienia i nie pozwolono, żeby był przy umierającej żonie nazajutrz. Grażyna Kuroń zmarła 23 listopada 1982 r. Pochowano ją na Cmentarzu Powązkowskim. Fot. FOKA/FORUM Korzystałam z: „Historia Gai i Jacka Kuroniów” Anna Bikont, Joanna Szczęsna, Wysokie Obcasy, numer z 28 października 2000 roku
1. ewa powiedziała do olka:Pomyśl jakąś przez 4. odejmij dwukrotnie liczbe pomyślaną na początku. dodaj 12 uzupełnij: x-3........*3.......-2x......+12...... olek otrzymał w wyniku liczbę 18 jaką liczbe pomyślał na początku? powiedziałą do Ewi:Pomyśl jakąś liczbę. pomnuż ją przez 2i dodaj 1. pomnuż wynik przez trzy. odejmij liczbę 5 razy większą niż taktórą pomyślałaś na początku. jaką liczbe otrzymałaś TRZEBA ZROBIĆ TAKIE DZIAŁANIE JAK WE WCZEŚNIEJSZYM ZADANIU! .................................................... Ewa otzrmałą liczbę 15 jaką liczbe pomyślała na początku? ma w skarbonce monety dwuzłotowe, pięćdziesięcigroszowe i złotówek jest o 5 więcej niż złotówek, a piędziesięcigroszówek2 razy więcej niż dwuzłotówek. Uzupełnij poniższe zapisy, a nastęnie zapisz w jak najprostrzej postaci, ile pieniędzy ma kasia w skarbonce x-liczba złotówek .........-liczba dzwuzłotówek ............-liczba piędzdziesięciogroszówek ................................................................. sprzedawane są w katronowych i plastikowych opakowaniach. w kartonowym jest o 50pinesek mniej niż w plastikowym. Uzupełnij poniższe zapisy, a nastęnie zapisz w jak najprostrzej postaci, ile pinesek jest razem w 10 opakowaniach kartonowych i 20 plastikowych x-liczba pinesek w opakowaniu krtonowym ..........-liczba pinesek w opakowaniu plastikowym .............................................................. Odpowiedzi: 7 0 about 13 years ago zad2 x*2+1=...*3=...-5x=15 karolinadomagala666 Beginner Odpowiedzi: 31 0 people got help 0 about 13 years ago x-50-pineski w plastikowym 10x+20*(50-x)=? 10x+100-50x=? -40x+100=? -40x=-100 40x=100 x=20,20zł karolinadomagala666 Beginner Odpowiedzi: 31 0 people got help 0 about 13 years ago 1. (x-3)*4-2x+12=18 4x-12-2x+12=18 2x=18 x=9 liczbę 9. isabell Expert Odpowiedzi: 1845 0 people got help 0 about 13 years ago 2. (2x+1)*3-5x=15 6x+3-5x=15 x+3=15 x=12 Odp. Pomyślała o liczbie 12. isabell Expert Odpowiedzi: 1845 0 people got help 0 about 13 years ago 3. x - liczba złotówek y=5+x - liczba dwuzłotówek z=2*(5+x) - liczba pięćdziesięciogroszówek Kasia ma w skarbonce: x+x+5+2*(5+x)=2x+5+10+2x=4x+15 isabell Expert Odpowiedzi: 1845 0 people got help 0 about 13 years ago 4. x-ilość pinezek w kartonowym opakowaniu y=x+50 -ilość pinezek w plastikowym opakowaniu W sumie w 10 op. kartonowych i 20 plastikowych: 10*x+20*(x+50)=10x+20x+1000=30x+1000 isabell Expert Odpowiedzi: 1845 0 people got help 0 about 12 years ago liczbę 9. o liczbie 15 xD ja też to ostatnio miałam na lekcji xD ma w skarbonce: x+x+5+2*(5+x)=2x+5+10+2x=4x+15 op. kartonowych i 20 plastikowych: 10*x+20*(x+50)=10x+20x+1000=30x+1000 prosze o 6 ;* andziax12 Beginner Odpowiedzi: 40 0 people got help
ewa powiedziała do olka