gangster z filmu kiler

Credits: Netflix. ‘How I Fell in Love with a Gangster’ is a Polish crime drama that follows the life of Nikodem ‘Nikos’ Skotarczak. Based on true stories, the film tries to document the life of the notorious gangster as told by various sources. The film fails to be an engrossing watch, leaving the audience with three hours of terrible Jednáme již i o další spolupráci,“ řekl Blesku producent filmu Gangster Ka Adam Dvořák. Drsný film o Radovanu Krejčířovi sice vstoupí do kin až 10. září, ale Blesk.cz získal videoukázku už nyní. Podnikatele Krejčíře, který je obviněn z vraždy a mnohamilionových podvodů, hraje Hynek Čermák. Najbardziej znanym z nich był oczywiście gangster Siara z filmu "Kiler" Machulskiego z 1997 roku. To niezbyt rozgarnięty, wulgarny biznesmen-sybaryta, ironiczny i przewrotny symbol polskiego sukcesu z czasów potransformacyjnych. Gangster z Manchestru Kuba 50 let – Raj mafie Mafia – Temná tvár Talianska Mafia v Hollywoode Vor v zákone Ehre der Paten – Russlands Mafia Nová mafia / The New Mafia. z českých a slovenských filmov je potrbné pripomenúť 2013 Príbeh kmotra 2013 Kandidát 2015 Gangster KA Má pod palcem skoro všechny, včetně policie a soudů. Jedinou výjimku tvoří policejní náčelník, který pověří seržanty O'Maru a Wooterse sestavením speciálního týmu pěti nebo šesti mužů, kteří se pokusí zničit Cohenovo impérium, aniž by měli oficiálně něco společného s policií. ( více) Přehled. Recenze Název Orig. název Rok výroby Hodnocení. Hraje - George Kennedy. Aaahh!!! Real Monsters (seriál) 1994 75%. - Showdown/Internal Affairs IV/12 90%. A Cry in the Wilderness 1974. A Great American Tragedy 1972. Alcoa Premiere (seriál) 1961 69%. A Man Called Shenandoah (seriál) 1965 81%. permainan softball berasal dari olahraga tradisional yakni. Sypiesz cytatami z filmów jak z rękawa? Z tym quizem i tak możesz mieć problem [QUIZ] Są filmy, które znamy w każdym szczególe. Z innych pamiętamy słynne cytaty, aczkolwiek nie zawsze pamiętamy, kto jest wypowiedział. W obu przypadkach mamy dla Was zadanie, które może okazać się albo zbyt trudne, albo... banalnie proste. Sprawdźcie sami! Foto: Materiały prasowe Krzysztof Kiersznowski i Janusz Rewiński w filmie "Kiler-ów 2-óch" Chociaż w polskiej kinematografii jest mnóstwo filmów, tylko w niektórych zapisane są dialogi, które przechodzą do historii Do dzisiaj szereg produkcji wspomina się poprzez cytaty, które zyskały status kultowych Nie oznacza to wcale, że zawsze potrafimy dopasować cytat do aktora lub postaci z konkretnego filmu Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google Nawet jeśli nie jesteśmy znawcami kina, to w historii polskiej kinematografii są takie obrazy, postaci, aktorzy i cytaty, które po prostu trzeba znać. "Ciemność, widzę ciemność", "Nie ze mną te numery, Bruner", "Co ja sobie za to kupię? Waciki?!" – można w nieskończoność przerzucać się cytatami, z których każdy wywołuje odpowiednie skojarzenia, ale przede wszystkim wspomnienia. Filmowe słynne zdania stały się częścią naszych codziennych rozmów, aczkolwiek po wielu latach od ich wystąpienia, mogło się zatrzeć w pamięci połączenie ich z osobą, która dane frazy wypowiadała. A może się mylimy i niektóre słynne fragmenty dialogów stały się na tyle nieśmiertelne, że dosłownie zawsze będziecie w stanie je rozpoznać? A na dodatek wskazać, który aktor lub bohater je wypowiedział? Postanowiliśmy to sprawdzić i przygotowaliśmy zabawę, której do tej pory u nas nie było. My wskazujemy trzy cytaty, które powinniście doskonale znać. Waszym zadaniem jest wybranie osoby, która owe słowa wypowiedziała. Prawda, że proste? Zatem nie ma co czekać. Wyjątkowy quiz czas zacząć! Dalszą część artykułu przeczytasz pod materiałem wideo: 1. To powinno być banalnie proste. Kto wypowiedział te słowa: "Kobieta mnie bije!", "Czy zastałem Jolkę?", "Ciemność, widzę ciemność!"? Jerzy Stuhr Następne pytanie Słowa te wypowiedział Maks, którego grał Jerzy Stuhr, w filmie "Seksmisja". 2. "Psy" to film kultowy. Nie powinieneś mieć zatem problemu ze wskazaniem, kto powiedział: "Bo to zła kobieta była", "Nie chce mi się z Tobą gadać", "Bezapelacyjnie, do samego końca... mojego lub jej"? Bogusław Linda Następne pytanie Franz Maurer, którego odgrywał Bogusław Linda, był idolem całego pokolenia mężczyzn. 3. Tu wystarczyłby jeden cytat, ale od przybytku głowa nie boli. "Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. Chrząszczyrzewoszczyce, powiat Łękołody", "Bordello bum-bum", "Miałem dla ciebie kwiatki, ale krowa mi zjadła". To oczywiście w filmie "Jak rozpętałem II wojnę światową" mówił: Marian Kociniak Następne pytanie Niestrudzony i niezwyciężony w walce ze swoim pechem Franciszek Dolas to jedna z najbardziej kultowych postaci polskiego kina. 4. "Weź na wstrzymanie, Fred", "Nie dałeś mi zapalić, a to był mój ostatni fajek", "A historii tego swetra i tak byś nie zrozumiał". Kto w filmie "Chłopaki nie płaczą" zapisał się takimi słowami? Mirosław Zbrojewicz Następne pytanie Chociaż gangster "Grucha", którego grał Mirosław Zbrojewicz, nie mówił wiele, to jego kwestie pamiętamy do dzisiaj. 5. To wie nawet dziecko. Która z postaci ze "Shreka" mówiła: "Ale będzie ubaw, męskie rozmowy, takie o życiu i śmierci, a rano… zrobię jajecznicę", "Ooooo. Ja chcę jeszcze raz!", "Gadam latam. Pełny serwis!"? Osioł Następne pytanie Dubbing i dialogi w polskiej wersji "Shreka" stały się de facto początkiem wielkiej popularności filmów animowanych wśród dorosłych widzów. 6. "A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda… Nic się nie dzieje"; "No i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy"; "Bardzo mi przykro. Inżynier Mamoń jestem". Który aktor wypowiadał te kwestie w "Rejsie"? Zdzisław Maklakiewicz Następne pytanie Grany przez Zdzisława Maklakiewicza inżynier Mamoń, jest kwintesencją gustu wielu ludzi i ich podejścia do nieznanych wcześniej kwestii. 7. To pytanie też do łatwych nie będzie należeć. Który bohater w filmie "Miś" mówił: "Z twarzy podobny zupełnie do nikogo"; "Widzisz, komputer? Angielska wóda" i "Przyszłem wcześniej, gdyż nie miałem co robić"? Stanisław Paluch Następne pytanie "Miś" ze świetną rolą Stanisława Tyma jest jedną z najbardziej kultowych polskich produkcji filmowych wszech czasów. 8. W "Kilerze" roiło się od kultowych dialogów. "Pytanie pierwsze: zawsze sikasz przez zapięty rozporek?"; "Moja żona miała na drugie »Pomyłka«". Który bohater filmu to wypowiedział? Stefan "Siara" Siarzewski Komisarz Ryba Następne pytanie Gdybyśmy dali najsłynniejsze zdanie komisarza, którego grał Jerzy Stuhr, czyli: "Ty Ryba, wzywam was akwarium", to nie byłoby żadnej zabawy. 9. "Kiler" to kopalnia cytatów, dlatego filmowi poświęcimy jeszcze jedno pytanie. Z czyich ust padały te słowa: "Idź mi z tą wichurą!"; "Co oni mnie tu Empik z domu robią?!"; "Czy tobie czasem, Wąski, sufit na łeb się nie spadł?"? Stefan "Siara" Siarzewski Stefan "Siara" Siarzewski Następne pytanie Janusz Rewiński w roli gangstera "Siary" zapisał się w polskim kinie, ale niedługo po nakręceniu drugiej części hitu, usunął się całkiem w cień. 10. Czas na nieco zagadkowe cytaty: "Hejkum kejkum, Olo, ratuj!", "Cafe Biba, bekonik, dużo wody, kranowej!", "Mam Kingsajz!". Która z postaci filmu "Kingsajz" to mówiła? Adam Haps Następne pytanie Grzegorz Heromiński wcielił się w postać naukowca, który przełamał monopol na "kingsajz". Film Juliusza Machulskiego miał szereg nawiązań do innych komedii reżysera. 11. W komedii "Vabank" jeden z bohaterów mówił: "Jak to się wszystko uda, to się chyba upiję" czy "Kwinto na powietrzu. Aż przyjemnie popatrzeć". Który? Duńczyk Następne pytanie W rolę Duńczyka wcielił się Witold Pyrkosz. 12. A teraz czas na "Samych swoich". "Podejdź no do płota, jak i ja podchodzę", "Ja człowiek rzetelny – u mnie słowo droższe pieniędzy", "No wołaj kota, u nas dzisiaj robi!". To powiedział... Kazimierz Pawlak Następne pytanie Przed Muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu znajduje się rzeźba Pawlaka, którego grał Wacław Kowalski. 13. To będzie chyba bardzo proste. "Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?"; "Czekam na psa jak na wykonanie wyroku, bo on już zapadł tam, na peronie", "Żeby nie jeść samotnie, jem z telewizorem". Który aktor wypowiedział te kwestie w "Dniu Świra"? Marek Kondrat Następne pytanie "Dzień Świra" określa się mianem portretu Polaka XXI w. 14. Jak się nazywa aktorka, która w filmie "Galimatias, czyli kogel-mogel 2", mówiła: "Marian, tu jest jakby luksusowo"; "Przecież pani Kasia jest już mężatką, a jej mąż jest tu jakby obecny…", "Boże, jak oni jeżdżą w tym kraju!"? Ewa Kasprzyk Następne pytanie "Marian, tu jest jakby luksusowo" to zdanie, które wiele z nas wypowiada... na wakacjach. 15. A na koniec mocne uderzenie. Nie zdradzimy tytułu filmu, ale pewnie poznacie. Jak nazywa się aktor, który wypowiedział te kwestie: "Jestem synem króla sedesów. To wysoko postawiona poprzeczka"; "Bunkrów nie ma, ale też jest za***iście"; "Jeżeli nie masz na utrzymaniu rodziny, nie grozi ci głód, nie jesteś Tutsi, ani Hutu i te sprawy, to wystarczy, że odpowiesz sobie na jedno za***iście, ale to za***iście ważne pytanie – co lubię w życiu robić. A potem zacznij to robić"? Tomasz Bajer Następne pytanie Słowa te oczywiście wypowiedział filmowy Laska w obrazie "Chłopaki nie płaczą". Twój wynik: Poniżej oczekiwań No niestety, tym razem się nie udało. Ale nic straconego. Wszak, od czego jest Plejada z przebogatą bazą informacji ze świata show-biznesu?! Tylko przybywać i czerpać! Twój wynik: Połowa sukcesu Należy ci się uznanie, ponieważ na wiele pytań znałeś odpowiedź. A jednak wciąż jest niedosyt, bo mogło być naprawdę lepiej. I będzie! Jeśli będziesz regularnie odwiedzać Plejadę! Twój wynik: Brawo! Świetna znajomość cytatów z polskich kultowych filmów! Gratulujemy i zachęcamy do częstego odwiedzania Plejady, gdzie zawsze można znaleźć najlepsze treści! Data utworzenia: 17 lipca 2022 16:00 To również Cię zainteresuje Tomasz S. znany w półświatku jako Komandos, od 9 roku życia wychowywał się w domu dziecka. Swoją przestępczą karierę zaczynał wraz z braćmi Arturem i Piotrem M. znanymi jako Budynie. Jednym z pierwszych przestępczych działań Komandosa były napady metodą „na kontrolera biletów”. Tomasz S. wyciągał w komunikacji miejskiej legitymację kontrolera, po czym osobie niemającej biletu kazał wysiadać razem z nim. Następnie człowiek ten był przez niego napadany i okradany. Co ciekawe, nikt nie zgłaszał tych ataków ani do MZK, ani na policję. Później wraz z Budyniami dokonuje napadów na stołecznych listonoszy. W 1993 roku, wraz z Arturem, został skazany na 3 lata więzienia właśnie za napaść na pracownika poczty. Kiedy Komandos wyszedł po roku, na warszawskim Żoliborzu Stefan K. ps. Ksiądz, znany również jako Stefan, oraz Ślepak rozwijał właśnie swoją grupę przestępczą. Zarówno Tomasz S. jak i Budynie dołączyli do jego bandy. Grupa zajmowała się głównie ściąganiem haraczu od agencji towarzyskich i handlarzy z Żoliborza. Znaczne zyski przynosiło także kontrolowanie giełdy Wolumen – targowiska znajdującego się na terenie Bielan. W pewnym momencie szef ekipy trafił na kilka miesięcy do aresztu. Nastąpił wówczas rozłam w grupie i część jej członków Mariusz B. ps. Mario i Piotr W. ps. Łańcuch odłączyła się od niego i jako Młody Żoliborz, zaczęła prowadzić interesy na własną rękę. Kiedy Stefan wyszedł, został pobity przez młodych buntowników, czego nie zamierzał im podarować. Jedną z osób, które postawiły się wtedy staremu szefowi był Wojciech B. 22 października 1997 roku, został zastrzelony pod blokiem przy ul. Braci Załuskich. Tego dnia miał spotkać się z Łańcuchem. Zadzwonił nawet do niego, że już się zbliża na miejsce, jednak do celu nie dotarł – został zabity kilkoma strzałami z „cezetki”, a jego ciało runęło na ziemię, obok zaparkowanego właśnie BMW. fot. Zastrzelony Wojciech B., mat. policyjne Osobami podejrzanymi o dokonanie tamtej zbrodni byli od początku, widziani przez wielu świadków dwaj mężczyźni, którzy tego dnia w uniformach miejskich służb grabili liście w pobliżu miejsca zbrodni. Naoczny świadek zeznał, jak w chwilę po strzelaninie widział mężczyzn w zielonych kombinezonach, którzy wybiegli od strony ul. Braci Załuskich, wsiedli do Poloneza o numerach WFG 3259 i odjechali z piskiem opon. Co ciekawe ten sam świadek raz jeszcze tego dni widział podejrzanych, kiedy to na Trasie Toruńskiej pchali swojego Poloneza, który uległ awarii. Jeszcze wieczorem, w dniu zabójstwa policjant z Wydziału Kryminalnego KSP ustalił, że za zbrodnią stoją Tomasz S. Komandos uważany za prawą rękę Stefana i Artur H. Czacha, oraz że obaj mężczyźni ukrywają się w bloku na tyłach Komendy Głównej Policji, przy ulicy Broniwoja 6. W nocy dokonano zatrzymań. Biegli szybko odnaleźli odciski obu panów na karoserii i wewnątrz poszukiwanego Poloneza, a dodatkowo na magazynku znalezionym na miejscu zbrodni odcisk palca Komandosa. Obaj mężczyźni trafili do aresztu. 17 stycznia 2000 roku Komandos stracił swojego szefa. Tego dnia Ksiądz został zastrzelony w swoim własnym lokalu „Techno PAB” znajdującym się na Żoliborzu. Tomasz S. w nie do końca jasnych okolicznościach opuścił areszt po 3,5 roku, 15 marca 2001 roku. Na wolności zastał już całkiem nową rzeczywistość. Nie było już jego szefa, gang pruszkowski i grupy wołomińskie były mocno rozbite, a w mieście zaczęły kształtować się nowe układy. Do głosu dochodzili teraz Korek z Mokotowa i Szkatuła. Żoliborz podzielili między siebie Szymon z Łomianek – także były człowiek Stefana i Łańcuch. Komandos zabrał się za odpracowywanie straconego czasu. Porozumiał się z grupę nowodworską i Młodym Klepakiem, synem bossa Wołomina – Mariana K., zastrzelonego w Gamie w 1999 roku. Rok po wyjściu kontrolował już znaczną część Żoliborza, ale miał apetyt także na tereny kontrolowane przez Korka czy Szymona z Łomianek. Zależało mu przede wszystkim na przejęciu trzymanego przez Szymona bazaru Wolumen, na którym handlowano na potęgę nielegalnym towarem czy pirackim oprogramowaniem. Właśnie w sprawie porozumienia się co do Wolumenu, panowie mieli się spotkać w Centrum handlowym Klif. Szymon miał się wreszcie zdeklarować czy odda dobrowolnie targowisko w ręce ludzi Komandosa. Bazar i tak nie przynosił już takich zysków, jak kilka lat temu. Coraz częściej pojawiała się tam policja a ludzie, zamiast kupować kradziony sprzęt, woleli kupować na raty. 31 maja 2002 roku w Klifie znajdującym się na warszawskiej Woli, przebywało sporo osób. Były godziny popołudniowe i część osób zawitała tam na obiad, inni robili zakupy przed dniem dziecka. W restauracji Wiking na pierwszym piętrze galerii handlowej zjawili się Artur Budyń, Krzysztof B., Artur N. ps. Jogi oraz Komandos. Po chwili zjawił się Szymon. Komandos odszedł z nim na bok i po niedługiej rozmowie panowie się pożegnali. Komandos wrócił do kolegów, a Szymon opuścił centrum handlowe. fot. Klif, google maps Po kilkunastu minutach do Komandosa i kompanów, szybkim krokiem podszedł mężczyzna z wyciągniętą ręką, w której trzymał pistolet z pokaźnym tłumikiem. Napastnik zaczął strzelać, a zaskoczeni mężczyźni próbowali uciec i ukryć się przed jego kulami. Udało się to tylko Jogiemu i Komandosowi. Tomasz S. zbiegł na podziemny parking, i ku jego zdziwieniu spotkał się tam ponownie z mężczyzną, który przed chwilą strzelał. Zabójca miał wówczas grzebać przy pasku od spodni, jakby próbując wydobyć broń, a Komandos w tym czasie pobiegł na postój taksówek, wpadł do jednej z nich i ruszył w kierunku Żoliborza. Jego granatowe BMW zostało na parkingu pod Klifem. Postrzelony Jogi, doszedł do zdrowia w szpitalu, Artur M. ps. Budyń i Krzysztof B. zginęli w wyniku odniesionych ran. Strzelanina w biały dzień wewnątrz pełnej ludzi galerii handlowej wywołała oburzenie mediów i społeczeństwa. Policja uruchomiła nawet specjalną linię telefoniczną pod nazwą „Razem pokonać przemoc”, na którą mogli zgłaszać się anonimowo wszyscy, którzy mają jakieś informacje o zdarzeniu. Okazało się to jednak nie wypałem, gdyż wydzwaniali głównie żartownisie lub osoby podające, jak się później okazało zupełnie zmyślone informacje. Po akcji w Klifie podejrzenia padły przede wszystkim na Szymona, który miał powód, aby pozbyć się Komandosa. Na jego niekorzyść przemawiał też fakt, że opuścił towarzystwo krótko przed strzelaniną. Szymon z kolei w swojej wersji obciąża Komandosa, twierdząc że nie miał z nim żadnego poważnego zatargu, za to Tomasz S. winny był Budyniowi pieniądze, których nie zamierzał oddać. Według Szymona Komandos dogadał się z Rafałem S. ps. Szkatuła, który z kolei miał się obawiać osoby Budynia i razem zaplanowali jego egzekucję. Swoją hipotezę podpiera stwierdzeniem, że skoro zamach był na Komandosa to dlaczego kiler nie strzelał najpierw do Komandosa a do jego kolegów. Prokuratura jednak przychyliła się do pierwszej wersji. Poparł ją także niejaki Kima, członek gangu Szkatuły, który poszedł na współpracę z organami ścigania. Według jego zeznań, na zabójstwo Komandosa złożyli się Szymon, Szkatuła i Darek Bródnowski. Przekazali oni Kimie broń i zaoferowali za wykonanie roboty 8. tys. dolarów. Kima zlecenia jednak nie wykonał, a przejął je prawdopodobnie Ahmatov Szarani, Czeczen znany jako Szach. Według policji zabójca na zlecenie działający dla polskich grup przestępczych. Mimo nagrań z monitoringu i zeznań licznych świadków, do zabójcy nie udało się dotrzeć. Komandos uniknął śmierci w Klifie, jednak nie pozostało mu wiele czasu. 13 sierpnia, późnym wieczorem zjawił się swoim BMW serii 7 na stacji benzynowej, przy ul. Radzymińskiej 96. Świadkowie zdarzenia zapamiętali, że tego wieczoru zatankował auto, kupił kilka kart telefonicznych i napoje energetyczne, po czym udał się do miejsca, gdzie znajduje się odkurzacz. Kiedy odkurzał samochód, za jego plecami stanął wysoki szczupły mężczyzna w długim, jasnym płaszczu przeciwdeszczowym i oddał kilka strzałów, celując w plecy ofiary. Tomasz S. w dniu zabójstwa miał 34 lata. Z policyjnej notatki z tego zdarzenia wynika, że miało ono miejsce ok. godziny Na miejscu zjawiła się karetka z lekarzem, który stwierdził zgon, a także przewodnik z psem tropiącym, który zaczął prowadzić wzdłuż pobliskich torów, jednak ślad w pewnym momencie się urwał. fot. Piotr M. ps. Budyń, kadr z filmu „Nauka chodzenia”, 2016, reż. Marcin Kopeć Po zabójstwie Tomasza S., Piotr Budyń, próbuje jeszcze pomścić swoich ludzi i wraz z grupą nowodworską organizuje zamach na Szymona. Umawia się z nim na spotkanie, jednak plan okazał się niewypałem. Nowodworscy widząc auto Szymona, zaczęli do niego strzelać już w czasie jazdy, dzięki czemu niedoszła ofiara miała okazję uciec. Mimo to zorganizowano jeszcze jedno spotkanie. Tym razem ranny zostaje człowiek nowodworskich, niejaki Obój. Trafia do szpitala Bielańskiego, jednak nazajutrz ludzie Szymona wkraczają do budynku i dobijają przeciwnika kilkoma strzałami z broni z tłumikiem. Po wszystkim przeskakują przez szpitalne ogrodzenie, pokonują lasek i przez nikogo niezatrzymywani wsiadają do czekającego auta. Odwetu na Szymonie nie było, ponieważ w 2003 r. zatrzymała go policja. Za udział w gangu, wymuszenia i podżeganie do zabójstwa Komandosa został skazany na siedem lat więzienia. Został także małym świadkiem koronnym. Jak sam twierdzi, poszedł w „sześćdziesiątkę” po tym, jak Szkatuła groził jego dziecku i żonie nożem – „Byłbym gotów zostać skazany na dożywocie, byleby dano mi szansę zostać sam na sam ze Szkatułą” – mówił później. Obiecał zemstę i dokonał jej zeznając przeciwko Rafałowi S. W kwietniu 2019 roku, w nie do końca jasnych okolicznościach popełnił samobójstwo, strzelając sobie dwukrotnie w brzuch rewolwerem czarno prochowym. Mimo iż twierdził, że obecnie działa legalnie w ostatnich miesiącach życia usłyszał kilka zarzutów o przestępstwa gospodarcze i posiadanie narkotyków. Nie żyje także Czacha, wspólnik Komandosa. Jego ciało na terenie Twierdzy Modlin odnaleziono w 2006 roku. Piotr M. ps. Budyń wyszedł z ciężkiego uzależnienia od narkotyków. Jest bohaterem filmu dokumentalnego Marcina Kopecia z 2016 roku pt. „Nauka chodzenia” . W 2019 roku ukazała się także książka pt. „Ostatni”, gdzie dziennikarka i pisarka Marzena Matuszak, wraz z Piotrem M. przypominają jego dramatyczną historię. Szymon z Łomianek, którego tożsamość przez większość odcinków była ukrywana, pojawiał się w serialu dokumentalnym TVP, „Miasto Gniewu”. Temat strzelaniny w Klifie poruszono także w 12 odcinku serialu „Pitbull”. Egzekutora z Klifu oraz zabójcy Komandosa do dziś nie ustalono. Od momentu gdy pojawił się w zielonogórskim klubie minęło już ponad 30 lat. Kierował nim ledwie 4 sezony, a jednak gdyby przeciętnemu kibicowi kazać wymienić nazwiska kilku najbardziej znanych prezesów w historii polskich klubów żużlowych, to nazwisko Zbigniewa Morawskiego z pewnością przewinęłoby się często. To on pokazał całej Polsce jak zrobić wynik, a przy okazji z wydarzenia sportowego uczynić show w amerykańskim stylu. Jeśli szukać kogoś, kto dał podwaliny pod to, że dziś PGE Ekstraliga jest najlepszą i najbogatszą żużlową ligą świata, to byłby nim właśnie on. Zbigniew Morawski mocno popchnął polski żużel ku zawodowstwu. - W 1989 roku zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski, a potem przyszedł kryzys, bardzo słaby sezon. Następowały zmiany ustrojowe, kończyło się wsparcie od państwowych zakładów pracy, bo wszystko zaczynało upadać. W 1990 roku odbiło się to na naszych wynikach. Ledwo po barażach (ze Spartą Wrocław - przyp. red.) uratowaliśmy się przed spadkiem. Przygotowania do kolejnego sezonu też wyglądały słabo. Brakowało pieniędzy na sprzęt, motocykle. Nagle jednak zdarzył się cud - powiedział Sławomir Dudek, wówczas jeden z zawodników Falubazu. - Działacze znaleźli darczyńcę w osobie pana Morawskiego i zaczął się boom. Wszedł do klubu z wielkimi pieniędzmi i przewrócił wszystko do góry nogami. Sprzęt, który mieliśmy do tej pory, poszedł do szkółki, a my w ciągu dwóch miesięcy dostaliśmy wszystko nowe, z najwyższej półki. W Szwecji mieliśmy szyte kombinezony, w Danii zamawiane silniki. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Wyglądało to tak jak w bajce o Kopciuszku. Weszła czarodziejska wróżka, puknęła w stół i z dyni... zrobiła się kareta - dodał z uśmiechem. Eleganckie toalety na wsi Morawski szybko przekształcił klub w prywatny biznes, nazwał go swoim nazwiskiem, zainwestował w obiekt, a rodzimi zawodnicy w jego składzie stali się pierwszymi polskimi żużlowcami z zawodowymi kontraktami. Dostawali spore pieniądze z zawartych umów, a do tego po każdym meczu mogli jeszcze liczyć na specjalne bonusy od prezesa. - Sprzętu nam nie brakowało, nowe części pojawiały się w klubie na życzenie, prezes wyciągał pieniądze i pytał, czego potrzebujemy. Chciałeś mieć nowy silnik, to miałeś - wspominał parę lat temu jeden z liderów ówczesnego Morawskiego, Jarosław Szymkowiak. - To co w innych drużynach mieli tylko liderzy, u nas wszystkich 7-8 zawodników. Sprzęt, ubiór, klucze, skrzynki na narzędzia, zabezpieczone hotele na wyjazdy, obiady w restauracjach w czasie podróży, zamiast wcześniejszego grilla w lesie - dopowiedział Dudek. Morawskiemu finansowo szło dobrze. Miał hurtownię napojów i w Lubsku-Janiszowicach firmę zajmującą się przetwórstwem runa leśnego. - Na wiosce postawił wielkie hale, tiry wjeżdżały i wyjeżdżały jeden po drugim, nawet toalety były zrobione z rozmachem. Biało-niebieskie dla mężczyzn i biało-czerwone dla kobiet. Cała inwestycja to był wówczas najwyższy światowy poziom - wspomniał Sławomir Dudek. Rozmach wprowadził także do żużla. Jeszcze przed sezonem 1991 nie tylko od sprzętu ugięły się warsztatowe półki, ale i stadion przeszedł renowację, pojawiło się nowoczesne nagłośnienie, a krajowy skład został wzmocniony piątym zawodnikiem świata - Szwedem, Jimmy'm Nilsenem i młodą norweską gwiazdą - Larsem Gunnestadem. Wszystko po amerykańsku Z samych meczów też zrobił show. Miał w Stanach Zjednoczonych rodzinę i był w tym kraju tak zakochany, że w klubowym gabinecie miał ponoć nawet maszynę do popcornu. Więc wymarzył sobie, że będzie robił widowiska w amerykańskim stylu i tak się działo. Już przed inauguracyjnym meczem z Unią Leszno odbył się koncert muzyczny zespołu „Kombi”, a dla kibiców tańczyły ubrane w efektowne stroje dziewczyny z grupy „Magic girls”. - I tych dziewczyn nie było kilka, jak to wygląda dzisiaj na meczach PGE Ekstraligi, ale 30! Wszystkie stroje, pompony sprowadzał im z USA, bo w Polsce w ogóle tego nie można było dostać. My też czuliśmy się trochę jak gwiazdy, bo jak robiono dla nas kombinezony, to w klubie pojawiły się projektantki i każdy nie dość, że został dokładnie zmierzony od stóp do głowy, to jeszcze mógł sobie wybrać kolorystykę stroju - nadmienił Dudek. Wszystko było po amerykańsku. Wielkie M na gwieździstym sztandarze, wielkie M w barwach amerykańskiej flagi na plastronach, przyćmiewające charakterystyczną dla zielonogórzan Myszkę Miki, dla której miejsce znalazło się w rogu. - Bardzo nam na tej Myszce zależało i wymogliśmy to na prezesie - przyznał Dudek. W efekcie tak efektownej oprawy Unia Leszno już przed meczem była skazana na pożarcie. - Wyglądają jak z trzeciego świata - podsumował stroje leszczynian sam prezes Morawski, a spotkanie zakończyło się pewną wygraną gospodarzy 58:31. Lanie przyjął ze spokojem Już drugi mecz sezonu pokazał jednak, że rywalizacja w lidze wcale nie będzie dla zielonogórzan spacerkiem. Pojechali do Lublina i doznali sromotnego lania, ulegając miejscowemu Motorowi (wzmocnionemu Hansem Nielsenem), aż 29:61! - Wtedy wyszedł profesjonalizm prezesa. Nie zrobił tragedii z tego do się stało. Zamiast od razu rzucać karami, wysłuchał co się stało i omówiliśmy wspólnie co można poleprzyć. Miał świadomość, której brakowało kibicom. To, że ubrano nas w ładne ciuchy i kupiono nowe motocykle nie sprawiło przecież, że od razu staliśmy się mistrzami świata - powiedział Dudek. - Potem po każdym meczu w poniedziałek mieliśmy spotkanie z prezesem, działaczami, mechanikami. Krótko podsumowywaliśmy niedzielny mecz, a po 10-15 minutach, gdy już wszystko sobie wyjaśniliśmy, zajmowaliśmy się tym, co można usprawnić przed kolejnymi zawodami - dodał. - Mało pamiętam z czasów startów w Polsce. Mieliśmy po prostu odjechać zawody, otrzymać pieniądze i wracać do siebie. Dopiero w czasach Morawskiego był prawdziwy zespół. Nie wszystkim polskim zawodnikom odpowiadało, że przyjeżdżaliśmy z zagranicy i zabieraliśmy im miejsce, jednak w Zielonej Górze stworzyć ducha drużyny – powiedział niedawno 54-letni Jimmy Nielsen na antenie nSport+. Jego słowa w pełni potwierdził Sławomir Dudek. - Za to naprawdę szanuję prezesa Morawskiego. Ten klimat, który stworzył, pozbawiony wszelkiej zazdrości, był niepowtarzalny. Nie byłem wówczas żadnym orłem w tej drużynie, może tylko średniakiem, ale nie zazdrościłem Andrzejowi Huszczy, czy Jarosławowi Szymkowiakowi, że dostali więcej pieniędzy. Nikt w ogóle na to wtedy nie patrzył. Wszyscy jeździliśmy na zawody razem, busami. Gdy zatrzymywaliśmy się po drodze, to otwierało się bagażnik, a tam zachodnie papierosy, różnego rodzaju batony, napoje. Jedliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy. To były niby takie dodatki, ale psychicznie bardzo nam pomagały. Takimi rzeczami budowaliśmy przewagę nad przeciwnikami. Wcześniej, gdy Wybrzeże Gdańsk sponsorował pan Wieczorek, to pamiętam jak zazdrościłem im świecących brokatem strojów. Gdy pojawił się Morawski, to nam zazdrościli wszyscy! Po klęsce w Lublinie zielonogórzanie szybko się otrząsnęli. Do końca sezonu doznali jeszcze tylko dwóch wyjazdowych porażek (28:62 w Bydgoszczy i 43:46 w Lesznie) i zremisowali mecz u siebie z Apatorem Toruń. To wystarczyło by z przewagą trzech punktów w tabeli nad Motorem Lublin, mogli świętować mistrzostwo Polski. Miało być 66 i było! Ostatni mecz (22 września) w ROW-em Rybnik to już była prawdziwa feta. Po każdym zwycięskim biegu gospodarzy z głośników rozlegało się „We are The Champions” grupy Quenn, a zielonogórzanie ze spadającymi z ligi 12-krotnymi mistrzami Polski (zlecieli ostatecznie po przegranych barażach z Wybrzeżem Gdańsk - przyp. red.) robili co chcieli. Ostatecznie uzyskanym wynikiem punktowym wskazali kibicom, na którą listę wyborczą mają głosować w zaplanowanych na 27 października 1991 roku wyborach, pierwszych w pełni wolnych wyborach do sejmu RP. Zwyciężyli 66:24, a właśnie nr 66 miała lista zgłoszona w okręgu nr 14, z której do sejmu miał się dostać sternik zielonogórskiego klubu. Lista miała oczywiście, jak przystało na pana Morawskiego, bardzo prostą i skromną nazwę - Lista Prezesa Morawskiego. Ambicji politycznych niestety nie udało mu się zrealizować. Ugrupowanie zebrało ponad 8000 głosów, ale o niespełna 800 za mało, aby uzyskać poselski mandat. Dla Morawskiego było to spore rozczarowanie. W trakcie sezonu chociaż nie musiał, to wykładał pieniądze na całą pozasportową otoczkę, by zapewnić kibicom rozrywkę, a całej Zielonej Górze rozgłos. Na stadionie koncertował „Lombard”, „Żuki”, a widownię rozśmieszali: kabaret Elita, Tadeusz Drozda czy Władysław Komar. - Jednego tylko żałuję, że stadion nie miał wówczas sztucznego oświetlenia. Wszystko odbywało się przy pełnym słońcu. Szczególnie sztuczne ognie i fajerwerki po spotkaniach wypadały blado. Teraz, gdy mecze kończą się ok. 22:00, wyglądałoby to dużo efektowniej - ocenił Dudek. Morderstwo i tragedie Od momentu wyborów dobra passa prezesa Morawskiego się zakończyła. Zimą przegrał z innym biznesmenem inwestującym w żużel - Romanem Niemyjskim prestiżowy pojedynek o kontrakt indywidualnego mistrza świata Jana Osvalda Pedersena. Duńczykowi zaproponowano w Rybniku 10 tysięcy marek za mecz i zamiast startów w drużynie mistrza Polski, wybrał ofertę z II ligi. Przed startem sezonu 1992 klubem zaś wstrząsnęła na dodatek dramatyczna historia. Dwaj zielonogórscy żużlowcy: Zbigniew Błażejczak i Marek Molka zostali oskarżeni, a następnie skazani za popełnienie brutalnego mordu. Poszło o samochód. Błażejczak kupił od biznesmena Jacka Ostojskiego samochód, ale zapłacił tylko zaliczkę. Gdy przyszło do zapłacenia reszty to zamiast pieniędzy Ostojski dostał 5 ciosów metalową rurką. Cała Zielona Góra była w szoku, tym bardziej, że pieniądze, które był wart opel omega Błażejczak mógł na torze zarobić w jednym meczu. Osłabiona drużyna Morawskiego zakończyła rozgrywki na ledwie czwartym miejscu. Przed kolejnym sezonem miały miejsce kolejne wstrząsy. W trakcie sparingu z Unią Leszno (21 marca 1993 roku) doszło do tragicznego wypadku z udziałem utalentowanego Andrzeja Zarzeckiego. Żużlowiec doznał rozległych obrażeń i na ich skutek trzy dni później zmarł. 6 czerwca jego los podzielił inny młodzieżowiec zielonogórzan - Artur Pawlak. 19-latek podczas meczu sparingowego z II-ligową Polonią Piła uderzył w tylne koło prowadzącego Grigorija Charczenki i z impetem uderzył w bandę. 15 dni później umarł. Osłabiony Morawski skończył sezon na 6. miejscu. Wówczas pojawiały się też pierwsze sygnały o kryzysie finansowym głównego sponsora i prezesa klubu. W 1994 roku zagraniczne gwiazdy przestały być kontraktowane na wszystkie mecze. Brian Karger ostatecznie wystąpił w sześciu spotkaniach, Henrik Gustafsson w trzech, a Peter Nahlin w jednym. Krajowi liderzy nie dostawali już nowych motocykli na zawołanie. Nawet z odebraniem płatności za mecze mieli problemy. W efekcie drużyna z hukiem spadła z ligi, a Morawski odszedł z klubu. Sen o potędze się skończył. Na kolejny medal - brązowy - zielonogórscy kibice musieli czekać wiele lat, do 2008 roku. Plotka o Czarnobylu Morawski dużo inwestował, potęgę klubu i swoją budował na kredytach, ale dlaczego nagle zabrakło mu finansowych możliwości? - Według mnie pogrążyli go nieuczciwi byli pracownicy oraz konkurencja, rozpowszechniająca plotki, że grzyby skupowane i przetwarzane przez Morawskiego są skażone w wyniku awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu (miała miejsce parę lat wcześniej w 1986 roku - przyp. red.). Zupełnie też się nie przyjęła na polskim rynku importowana wówczas przez niego borówka amerykańska - powiedział Dudek. Zadłużony były prezes zielonogórskiej drużyny, by uniknąć problemów z prawem, szybko wyemigrował za ocean. Mieszkał w Milwaukke, a ostatnio na Florydzie. Od grudnia 2012 przez jakiś czas twarz Zbigniewa Morawskiego widniała nawet w rejestrze osób poszukiwanych Komendy Głównej Policji. Ścigany był z art. 273 przez prokuraturę z Bielska-Białej i groziło mu do 2 lat więzienia za używanie dokumentu poświadczającego nieprawdę. Obecnie jednak na tej liście już nie widnieje.

gangster z filmu kiler